Któregoś dnia miałam dziwny sen.
Było to chyba z półtora roku temu, jeśli dobrze kojarzę. Nie pamiętam go
dokładnie, tylko jakieś strzępki zdarzeń, słów, osób. Wtedy napisałam to
opowiadanie, które przypadkiem znalazłam dziś na swoim pendrivie.
Miarowy stukot kół pociągu
zagłuszał wszystkie niepotrzebne myśli. Potężna maszyna rozpędzała się powoli,
sapiąc i dysząc przy tym niczym bajkowy stwór. Nieprzeciętny żar lał się z
nieba, w końcu był sam środek lipca. Molly przez okno obserwowała mijane
krajobrazy. Myślała o Emanuelu, o ich ostatniej kłótni, w wyniku której
znalazła się sama w tym pociągu, w dusznym przedziale wśród tych obcych,
zmęczonych twarzy. „Sama jesteś sobie winna”- powtarzała w myślach. „Może nie
trzeba było unosić się dumą, gniewem, tylko przeprosić, przeczekać”- nie dawało
jej spokoju. Spojrzała na wyświetlacz telefonu komórkowego. Żadnej nowej
wiadomości. Cisza. Cisnęła telefon do torebki i postanowiła nie czekać. Jak
zechce to napisze. Jak zrozumie. Że ona też ma prawo mieć gorszy dzień,
humorki. Że on nie musi się od razu zaraz obrażać, nie wsiadać do pociągu. Z
takimi to myślami biła się Molly tego upalnego lipcowego popołudnia.
Raptem jej powieki
stały się coraz cięższe i cięższe, aż w końcu
dziewczyna zapadła w sen. Obudził ją grzmot. Molly bezwiednie przetarła oczy.
Wyjrzała przez okno. Na zewnątrz rozpętała się nawałnica. Wiatr targał wte i
wewte gałęziami drzew,
na szybie szkliły
się kropelki deszczu.
Niebo pokryły złowieszcze chmury.
Molly niespokojnie rozejrzała się po przedziale. W kąciku skulony siedział
mężczyzna w czarnej pelerynie. Nie, to musiało się jej przewidzieć. Być może resztki snu zniekształciły obraz
rzeczywistości. Bała się przyznać przed samą sobą, że to, a raczej ten Ktoś nie
jest tylko wytworem jej wyobraźni. Tam siedział Pan Zły. Bała się go od
dzieciństwa.
Był czarnym charakterem maminych
opowieści, w których jednakże zawsze zwyciężało dobro nie zło. Pana Złego z
góry więc skazano na porażkę, co mimo wszystko nic a nic nie umniejszało jego
straszności, gdy tak patrzył na Molly swoimi małymi, podłymi ślipkami.
Dziewczyna odwróciła wzrok i czekała na rozwój wydarzeń. Pan Zły nie
odezwał jednak się ani słowem. Trwała
tak zawieszona w ciszy, a każda sekunda wydawała się być wiecznością. Następne spojrzenie posłane stronę kącika ujawniło, że Pan Zły rozpłynął się bez śladu. A może nigdy
nie istniał ?
Rozmyślania przerwał dźwięk komórki
oznajmiający nadejście nowej wiadomości. Emanuel napisał. Tak, to z pewnością
on napisał. „Co tam Słoneczko ? Jak Ci minęła podróż?' Ta ich kłótnia w ogóle
była bezsensowna. Musi mu to powiedzieć, natychmiast. Ochrypłe „Słucham?”
rozległo się w słuchawce. Telefon odebrał obcy jej człowiek. Bo to z pewnością
nie był jej Emanuel. Rozłączyła się przerażona. Tymczasem pociąg zatrzymał się
na stacji, a z głośników popłynął aksamitny głos konduktora, oznajmiający
stację końcową. Molly ogarnął niepokój. To miejsce nie przypominało jej
rodzinnego miasteczka. Wręcz przeciwnie. Pełno tu było ludzi goniących nie wiadomo
gdzie i za czym. Molly ledwo udało się wydostać z tłumu i przycupnąć na ławce.
Musiała zebrać myśli. Coś tu było nie tak. Najpierw ten dziwny człowiek w
pelerynie przypominający Pana Złego, teraz miejsce, którego nigdy w życiu nie
widziała na oczy, chociaż jechała tym samym pociągiem, co zawsze. To wszystko
zdawało się być co najmniej dziwne. Nawet słońce świeciło jakoś inaczej.
Przyszło jej do głowy, że może dalej śni. Tak, może dalej siedzi w przedziale
pociągu wiozącego ją do domu. Uszczypnęła się za rękę. Poczuła piekący ból.
Więc jednak nie śpi. To się działo naprawdę. Wtem podeszła do niej starsza,
zgarbiona kobieta. „Dzień dobry, przepraszam chyba się zgubiłam”- zaczęła
nieśmiało Molly. „Nie szkodzi moje dziecko, nie ty pierwsza tutaj się zgubiłaś”-odparła
staruszka. „Proszę mi powiedzieć gdzie ja właściwie jestem”- zapytała
dziewczyna. „To miejsce nazywa się Nigdzie Skarbie, bardzo zapomniane przez
ludzi miasteczko”. „Co pani mówi, tylu ludzi widziałam na dworcu, bardzo się
wszyscy gdzieś spieszyli”- odparła Molly. „Pewnie dążyli do Nikąd, to sąsiednia
miejscowość”- słabo uśmiechnęła się kobiecina. „Pani mi kogoś przypomina”-
skojarzyła dziewczyna. „Jestem Zębową Wróżką, Molly, znasz mnie z dzieciństwa,
z opowiadań twojej mamy”- odpowiedziała Zębowa Wróżka. „Chyba rzeczywiście
zwariowałam”- westchnęła Molly. „Chodź, pokażę ci coś”- odparła Wróżka i
chwyciła dziewczynę za rękę, zanim ta zdążyła zaprotestować. Weszły do
ogromnego gmachu. Był to budynek sądu. Na sali toczyła się rozprawa. Molly ujrzała
płaczącą kobiety i tłum przekrzykujących się nawzajem ludzi. „Nie zgadzam się,
to moje dziecko” łkała kobiecina. Potem sąd wydał wyrok. „Nakazuję nie odłączać
dziecka od aparatury podtrzymującej życie”- ogłosił mężczyzna w todze. Molly
popatrzyła na płaczącą kobietę i ścisnęło się jej serce. „Zębowa Wróżko, bardzo
żal mi tej kobiety”-powiedziała dziewczyna. Wróżka uśmiechnęła się lekko.
„wszystko będzie dobrze dziecko, zobaczysz”. „Chciałabym już wrócić do
domu”-odparła Molly. „jeszcze trochę tu zostaniesz, ale potem wrócisz,
obiecuję. Teraz w związku z katastrofą kolejową odjazdy wszystkich pociągów z
naszej stacji zostały wstrzymane. Musisz być cierpliwa”- powiedziała Wróżka,
spoglądając czule na dziewczynę. Molly poczuła ulgę, cokolwiek to miało w jej sytuacji
znaczyć. Znalazła się sama w obcym miejscu, nie licząc obecności Wróżki, bez
szans na wydostanie się stąd. Rozładowany telefon dziwnie ciążył jej w
kieszeni, bezlitośnie przypominał o
braku kontaktu z zewnętrznym światem, z rodziną, z Emanuelem. I tak Molly
zamieszkała u Zębowej Wróżki. Mijały kolejne dni, nie przynoszące szans na
powrót do domu. Krople deszczu smutno dudniły o szyby, świat wydawał się
zamierać w marazmie. Tego dnia, kiedy umarła już resztka nadziei, Molly
spotkała Pana Złego.
Wydawał się jeszcze bardziej ponury
niż tamtego dnia w pociągu. Dziewczyna rzuciła się do ucieczki, ale Pan Zły
biegł tuż za nią. „Nie uciekaj !”- krzyczał ponurym głosem- „zostań ze
mną”.Molly czuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa. W końcu stanęła z Panem
Złym twarzą w twarz. Spoglądały na nią przerażające czarne ślipia, które z całą
pewnością nie należały do człowieka, raczej do dzikiego zwierzęcia. Pan Zły
powtarzał jak mantrę: „Nie uciekaj, zostań ze mną”. W tym momencie Molly
poczuła, że świat wokół niej zawirował, a ona sama powoli sama zapadała się w
ciemność.
Obudziła się w plątaninie rurek, a obok jej łóżka monotonnie dźwięczały
monitory.
Zobaczyła mamę drzemiąca na fotelu.
Jakim cudem znalazła się w szpitalu ? Próbowała przypomnieć sobie zdarzenia
ostatnich godzin, ale poczuła, że strasznie boli ją głowa.
Chciała krzyknąć „Mamo!”, jednak
wydobyła z siebie tylko zduszony szept. Mama otworzyła oczy.
Spojrzała na Molly z czułością, a w
jej oczach zaszkliły się łzy. „Molly Kochanie, ja wiedziałam, cały czas
wiedziałam, że się obudzisz”-załkała. „dlaczego płaczesz mamo? Co się stało,
jak się tu znalazłam ?”- zapytała zdziwiona reakcją mamy dziewczyna. „Kochanie,
nic nie pamiętasz, to nic, nie musisz pamiętać, ten wypadek, katastrofa
kolejowa, uderzyłaś się w głowę” -tłumaczyła mama.
„Mamo, kiedy to było ?” spytała
Molly. „Pół roku temu Skarbie, pół roku byłaś w śpiączce”. Nagle wszystko stało
się jasne. Molly rozejrzała się po szpitalnej sali.
"Nigdzie" zniknęło.