czwartek, 12 lipca 2012

Pewien sen

Któregoś dnia miałam dziwny sen. Było to chyba z półtora roku temu, jeśli dobrze kojarzę. Nie pamiętam go dokładnie, tylko jakieś strzępki zdarzeń, słów, osób. Wtedy napisałam to opowiadanie, które przypadkiem znalazłam dziś na swoim pendrivie.

Miarowy stukot kół pociągu zagłuszał wszystkie niepotrzebne myśli. Potężna maszyna rozpędzała się powoli, sapiąc i dysząc przy tym niczym bajkowy stwór. Nieprzeciętny żar lał się z nieba, w końcu był sam środek lipca. Molly przez okno obserwowała mijane krajobrazy. Myślała o Emanuelu, o ich ostatniej kłótni, w wyniku której znalazła się sama w tym pociągu, w dusznym przedziale wśród tych obcych, zmęczonych twarzy. „Sama jesteś sobie winna”- powtarzała w myślach. „Może nie trzeba było unosić się dumą, gniewem, tylko przeprosić, przeczekać”- nie dawało jej spokoju. Spojrzała na wyświetlacz telefonu komórkowego. Żadnej nowej wiadomości. Cisza. Cisnęła telefon do torebki i postanowiła nie czekać. Jak zechce to napisze. Jak zrozumie. Że ona też ma prawo mieć gorszy dzień, humorki. Że on nie musi się od razu zaraz obrażać, nie wsiadać do pociągu. Z takimi to myślami biła się Molly tego upalnego lipcowego popołudnia.

Raptem jej powieki  stały się coraz cięższe i cięższe, aż w końcu dziewczyna zapadła w sen. Obudził ją grzmot. Molly bezwiednie przetarła oczy. Wyjrzała przez okno. Na zewnątrz rozpętała się nawałnica. Wiatr targał wte i wewte gałęziami drzew,  na szybie szkliły się kropelki deszczu.

Niebo pokryły złowieszcze chmury. Molly niespokojnie rozejrzała się po przedziale. W kąciku skulony siedział mężczyzna w czarnej pelerynie. Nie, to musiało się jej przewidzieć.  Być może resztki snu zniekształciły obraz rzeczywistości. Bała się przyznać przed samą sobą, że to, a raczej ten Ktoś nie jest tylko wytworem jej wyobraźni. Tam siedział Pan Zły. Bała się go od dzieciństwa.

Był czarnym charakterem maminych opowieści, w których jednakże zawsze zwyciężało dobro nie zło. Pana Złego z góry więc skazano na porażkę, co mimo wszystko nic a nic nie umniejszało jego straszności, gdy tak patrzył na Molly swoimi małymi, podłymi ślipkami. Dziewczyna odwróciła wzrok i czekała na rozwój wydarzeń. Pan Zły nie odezwał  jednak się ani słowem. Trwała tak zawieszona w ciszy, a każda sekunda wydawała się być wiecznością.  Następne spojrzenie posłane  stronę kącika ujawniło, że  Pan Zły rozpłynął się bez śladu. A może nigdy nie istniał ?

Rozmyślania przerwał dźwięk komórki oznajmiający nadejście nowej wiadomości. Emanuel napisał. Tak, to z pewnością on napisał. „Co tam Słoneczko ? Jak Ci minęła podróż?' Ta ich kłótnia w ogóle była bezsensowna. Musi mu to powiedzieć, natychmiast. Ochrypłe „Słucham?” rozległo się w słuchawce. Telefon odebrał obcy jej człowiek. Bo to z pewnością nie był jej Emanuel. Rozłączyła się przerażona. Tymczasem pociąg zatrzymał się na stacji, a z głośników popłynął aksamitny głos konduktora, oznajmiający stację końcową. Molly ogarnął niepokój. To miejsce nie przypominało jej rodzinnego miasteczka. Wręcz przeciwnie. Pełno tu było ludzi goniących nie wiadomo gdzie i za czym. Molly ledwo udało się wydostać z tłumu i przycupnąć na ławce. Musiała zebrać myśli. Coś tu było nie tak. Najpierw ten dziwny człowiek w pelerynie przypominający Pana Złego, teraz miejsce, którego nigdy w życiu nie widziała na oczy, chociaż jechała tym samym pociągiem, co zawsze. To wszystko zdawało się być co najmniej dziwne. Nawet słońce świeciło jakoś inaczej. Przyszło jej do głowy, że może dalej śni. Tak, może dalej siedzi w przedziale pociągu wiozącego ją do domu. Uszczypnęła się za rękę. Poczuła piekący ból. Więc jednak nie śpi. To się działo naprawdę. Wtem podeszła do niej starsza, zgarbiona kobieta. „Dzień dobry, przepraszam chyba się zgubiłam”- zaczęła nieśmiało Molly. „Nie szkodzi moje dziecko, nie ty pierwsza tutaj się zgubiłaś”-odparła staruszka. „Proszę mi powiedzieć gdzie ja właściwie jestem”- zapytała dziewczyna. „To miejsce nazywa się Nigdzie Skarbie, bardzo zapomniane przez ludzi miasteczko”. „Co pani mówi, tylu ludzi widziałam na dworcu, bardzo się wszyscy gdzieś spieszyli”- odparła Molly. „Pewnie dążyli do Nikąd, to sąsiednia miejscowość”- słabo uśmiechnęła się kobiecina. „Pani mi kogoś przypomina”- skojarzyła dziewczyna. „Jestem Zębową Wróżką, Molly, znasz mnie z dzieciństwa, z opowiadań twojej mamy”- odpowiedziała Zębowa Wróżka. „Chyba rzeczywiście zwariowałam”- westchnęła Molly. „Chodź, pokażę ci coś”- odparła Wróżka i chwyciła dziewczynę za rękę, zanim ta zdążyła zaprotestować. Weszły do ogromnego gmachu. Był to budynek sądu. Na sali toczyła się rozprawa. Molly ujrzała płaczącą kobiety i tłum przekrzykujących się nawzajem ludzi. „Nie zgadzam się, to moje dziecko” łkała kobiecina. Potem sąd wydał wyrok. „Nakazuję nie odłączać dziecka od aparatury podtrzymującej życie”- ogłosił mężczyzna w todze. Molly popatrzyła na płaczącą kobietę i ścisnęło się jej serce. „Zębowa Wróżko, bardzo żal mi tej kobiety”-powiedziała dziewczyna. Wróżka uśmiechnęła się lekko. „wszystko będzie dobrze dziecko, zobaczysz”. „Chciałabym już wrócić do domu”-odparła Molly. „jeszcze trochę tu zostaniesz, ale potem wrócisz, obiecuję. Teraz w związku z katastrofą kolejową odjazdy wszystkich pociągów z naszej stacji zostały wstrzymane. Musisz być cierpliwa”- powiedziała Wróżka, spoglądając czule na dziewczynę. Molly poczuła ulgę, cokolwiek to miało w jej sytuacji znaczyć. Znalazła się sama w obcym miejscu, nie licząc obecności Wróżki, bez szans na wydostanie się stąd. Rozładowany telefon dziwnie ciążył jej w kieszeni,  bezlitośnie przypominał o braku kontaktu z zewnętrznym światem, z rodziną, z Emanuelem. I tak Molly zamieszkała u Zębowej Wróżki. Mijały kolejne dni, nie przynoszące szans na powrót do domu. Krople deszczu smutno dudniły o szyby, świat wydawał się zamierać w marazmie. Tego dnia, kiedy umarła już resztka nadziei, Molly spotkała Pana Złego.

Wydawał się jeszcze bardziej ponury niż tamtego dnia w pociągu. Dziewczyna rzuciła się do ucieczki, ale Pan Zły biegł tuż za nią. „Nie uciekaj !”- krzyczał ponurym głosem- „zostań ze mną”.Molly czuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa. W końcu stanęła z Panem Złym twarzą w twarz. Spoglądały na nią przerażające czarne ślipia, które z całą pewnością nie należały do człowieka, raczej do dzikiego zwierzęcia. Pan Zły powtarzał jak mantrę: „Nie uciekaj, zostań ze mną”. W tym momencie Molly poczuła, że świat wokół niej zawirował, a ona sama powoli sama zapadała się w ciemność.

Obudziła się w plątaninie rurek, a obok jej łóżka monotonnie dźwięczały monitory.

Zobaczyła mamę drzemiąca na fotelu. Jakim cudem znalazła się w szpitalu ? Próbowała przypomnieć sobie zdarzenia ostatnich godzin, ale poczuła, że strasznie boli ją głowa.

Chciała krzyknąć „Mamo!”, jednak wydobyła z siebie tylko zduszony szept. Mama otworzyła oczy.

Spojrzała na Molly z czułością, a w jej oczach zaszkliły się łzy. „Molly Kochanie, ja wiedziałam, cały czas wiedziałam, że się obudzisz”-załkała. „dlaczego płaczesz mamo? Co się stało, jak się tu znalazłam ?”- zapytała zdziwiona reakcją mamy dziewczyna. „Kochanie, nic nie pamiętasz, to nic, nie musisz pamiętać, ten wypadek, katastrofa kolejowa, uderzyłaś się w głowę” -tłumaczyła mama.

„Mamo, kiedy to było ?” spytała Molly. „Pół roku temu Skarbie, pół roku byłaś w śpiączce”. Nagle wszystko stało się jasne. Molly rozejrzała się po szpitalnej sali.
"Nigdzie" zniknęło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz